-Powiesz w
końcu o co chodzi?! Wypadłyśmy z parkingu jakby ktoś nas ścigał, a Ty nie
raczysz ani słowa powiedzieć. A jakbyśmy miały wypadek, pomyślałaś o tym?! - wydarła
się na mnie Aga.
-I Ty mi
mówisz o odpowiedzialnej jeździe? Przecież to ja zawsze zamykam oczy, gdy Ty
siedzisz za kółkiem i trzęsę się cała w środku. Po prostu miałam taki kaprys. –
odburknęłam nie wyjawiając przyczyny.
-Tym
kaprysem mogłyśmy przypłacić życiem a w najlepszym przypadku wszystkimi
połamanymi kończynami.
-Jak widzisz
nic się nie stało.
-A więc jaki
był tego powód? – nie dawała za wygraną koleżanka.
-Bartman…
-TEN Bartman?
Zibi? ZB9?! - śmiesznie wybałuszyła oczy.
-No, ten
siatkarz. - zaśmiałam się widząc jej minę.
-Przynajmniej
ten powód jest przystojny. - wyszczerzyła się przyjaciółka. - Ale nie rozumiem.
Chciałaś się przed nim popisać?
-Uciekałam.
-Przed nim?!
Każda normalna dziewczyna dałaby obciąć sobie rękę, aby on na nią choć spojrzał,
a Ty uciekałaś?
-Jak jeszcze
nie zauważyłaś nie jestem normalną dziewczyną od niespełna dwóch lat. – zasmuciłam
się przypominając to.
-Przepraszam…
Przejechałyśmy
kawałek w milczeniu.
-A więc
skoro przed nim uciekałaś to znaczy, że pomiędzy Wami coś dziś zaszło? - poruszyła
znacząco brwiami z zawadiackim uśmiechem.
-Tak,
wpadłam mu w ramiona. - na to wspomnienie uśmiechnęłam się. A Aga chyba nie
zrozumiała, że mówię prawdę i zaczęła wariacko się śmiać. Popatrzyłam na nią
wzrokiem typu „wtf?”. Ta natychmiast przestała.
-Ale Ty
żartujesz, prawda?
-Nie…
-I dopiero
teraz mi o tym mówisz?! Kiedy pierwsza randka? - na jej twarzy pojawił się
banan.
-A idź Ty,
głupia. To było przez przypadek.
-Ta, a ja
jestem Anna Karenina.
-Możesz być
kimkolwiek chcesz, jeśli zechcesz, ale to nie zmienia faktu, że mówię prawdę.
Chcąc wyjść z hali szłam w kierunku drzwi i wtedy ktoś mnie popchnął. A ten
mnie złapał.
-O fuck..
Czyli jednak to prawda. Wszystkie dziewczyny chciałyby się z Tobą zamienić i
być obejmowaną przez tego siatkarza. - rozmarzyła się koleżanka.
-A ta, która
chciałaby tego najbardziej siedzi obok mnie. - zaśmiałam się pod nosem.
-Dziwisz
się? Największe ciacho polskiej reprezentacji. - mówiła dalej rozmarzona.
-A Ty nie
słyszałaś jakie plotki chodzą na jego temat? Podobno po tym jak zerwała z nim
dziewczyna, którą kochał, stał się psem na baby przy okazji każdą wykorzystując.
-A Ty w to
wierzysz? Nie znasz go przecież. Może Rozpuścił to ktoś, z kim miał Bartman na
pieńku.
-Czyli
jednak taki święty nie jest.
-Czepiasz
się szczegółów. - pokręciła głową z dezaprobatą.
Część drogi
pokonałyśmy w luźnej atmosferze. Aga włączyła radio i od razu zaczęła śpiewać.
Wspomnienia o moim bracie wróciły. Do oczu napłynęły mi łzy. Pasażerka
zauważając to przestała śpiewać
-Przepraszam...
-To nie
Twoja wina. W końcu kiedyś trzeba zacząć normalnie żyć.
Zatrzymałam
się pod jej blokiem. I się z nią pożegnałam. Przejechałam jeszcze dwie ulice i
znalazłam się u siebie w domu. Tak tu pusto… Poszłam wziąć prysznic, umyłam
zęby. Nie miałam ochoty nic sobie robić do jedzenia. Udałam się do łóżka i
szybko odpłynęłam.
Z rana
obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Cholera, kto tak wcześnie. Baaardzo
niechętnie wstałam i poszłam otworzyć. Za wizjerem zobaczyłam twarz Michała,
więc bez wahania otworzyłam. Ten spojrzał na mnie zaskoczony.
-Ładnie
wyglądasz. - uśmiechnął się widząc mnie jeszcze w piżamie.
-A Ciebie co
tu zagnało z samego rana?
-Rana?!
Dziewczyno, jest 12.
-Dwunasta?!
O w mordę. Trochę pospałam.
-Ale nie
zapomniałaś, że masz dzisiaj ze mną iść na zakupy? - wymawiając słowo „zakupy”
zabawnie zmarszczył czoło.
-Nieee… - od
razu spostrzegł, że jednak zapomniałam. – Przepraszam. - odparłam i uśmiechnęłam
się słodko, aby załagodzić sytuację. – Aby Cię udobruchać w ramach rekompensaty
zrobię zaraz naleśniki. – odparłam dumna z tego, że wpadłam na ten pomysł i
wpuściłam do środka. – Tylko poczekaj chwilę. Szybko się ogarnę i zaraz wracam.
- pognałam do pokoju wziąć jakieś rzeczy na dzisiaj. Wskoczyłam pod prysznic,
następnie ubrałam się w wybrane wcześniej przeze mnie ciuchy, włosy lekko
podsuszyłam i zostawiłam je rozpuszczone. Na koniec zrobiłam sobie lekki
make-up. Zadowolona, że zajęło mi to tylko 20 min wyszłam z łazienki i udałam
się do kuchni. Od razu wyczułam, że coś niesamowicie pachnie. Stanęłam w progu
kuchni i zobaczyłam, że przyjaciel pichci coś na patelni.
-Ej, ale to
ja miałam Ci zrobić naleśniki a nie Ty mi. - odparłam udając oburzenie.
-Zanim byś
to wszystko zrobiła nadszedłby wieczór i z zakupów nici, a wiesz jak trudno
mnie przekonać na taki wypad. - postawił na stole talerz ze stosem usmażonych
naleśników. - Siadaj i jedz.
-Dziękuję. –
podeszłam do Michała i dałam mu buziaka w policzek. – Gotujący przyjaciel to
skarb. Możesz częściej wpadać do mnie z rana i mnie budzić. - uśmiechnęłam się,
a on odwzajemnił się tym samym. Usiadłam do stołu i zaczęłam smarować moje
danie dżemem truskawkowym. Za chwilę towarzysz się od mnie dosiadł kładąc na
stole talerz z jeszcze większą ilością placków. Zdziwiłam się, lecz nic nie
powiedziałam. Po 15 minutach oboje byliśmy najedzeni i wyruszyliśmy na podbój
galerii.
3 godziny
później
-Nigdy
więcej. – odrzekł wyczerpany mój towarzysz padając na moją kanapę. – Niby tylko
3 godziny, a czuję się jakbym łaził po sklepach minimum cały dzień.
-Nie narzekaj.
Mogłam nie iść z Tobą i wyobraź sobie, że SAM musiałbyś chodzić i SAM wybierać
ubrania, co by wyszło z marnym skutkiem. - podkreśliłam dobitnie słowo „sam”.
-Dziękuję moja
łaskawa pani, że uraczyłaś mnie swoją obecnością. - odparł ze śmiechem odwracając
się od mnie z kanapy.
-Idę do
kuchni. Chcesz coś do picia? Nie oferuję Ci jedzenia, bo pół godziny temu
jedliśmy na mieście. - rzekłam unosząc jednocześnie jedną brew.
-Ale wiesz,
nie obraziłbym się. - uśmiechnął się szeroko po czym zrobił minę kota ze
Shreka. - Nie bój się, sam sobie zrobię jakieś kanapki. - wstał i podążyłam za
mną w stronę kuchni.
-No ja
myślę, że nie obarczysz mnie, aż tak dużą odpowiedzialnością.-teatralnie
wywróciłam oczami i zaczęłam się śmiać.
-No skądże.
Ja? Ciebie?! Nigdy w życiu. - jego uśmiech robił się coraz większy.
-Michał…
Podejdź do mnie...
-Coś się
stało?
Zdążyłam się
tylko odwrócić w jego stronę. Złapałam go za koszulę i ostatni raz powtórzyłam jego imię. –Michał…
- osunęłam się na ziemię patrząc w jego przestraszone oczy. Więcej już nic nie
pamiętam.
***
Cześć Wam. To mój nowy a zarazem pierwszy blog tego typu. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiali. Jeżeli macie jakieś uwagi to proszę piszcie w komentarzach. Postaram się brać je głęboko do serca.
***
Cześć Wam. To mój nowy a zarazem pierwszy blog tego typu. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiali. Jeżeli macie jakieś uwagi to proszę piszcie w komentarzach. Postaram się brać je głęboko do serca.
No i się wszystko zaczyna rozkręcać :D
OdpowiedzUsuń