-No Ty chyba sobie
kpisz?! Taki facet do Ciebie idzie, a Ty chcesz zwiać?! –wybałuszyła na
mnie oczy przyjaciółka.
-Tak i to jak
najprędzej. Mam pomysł! Chodź, pójdziesz ze mną po autograf do Gumy. Zawsze
chciałam go mieć i Ty również. –ponaglałam koleżankę wiedząc, że takiemu
argumentowi się nie oprze.
-Ty to Ty?! Nie
poznaję Ciebie. Ale takiej szansy nie stracę. Chodźmy. –wzięła mnie pod
rękę, a ja pociągnęłam nic nieświadomego Michała za nami. W drodze odwróciłam
się jeszcze, aby zobaczył Zbyszka. Widziałam, że odprowadza mnie wzrokiem, choć
nie przestawał kroczyć do sektora VIP. Podszedł do jakiegoś pana i go uścisnął.
A no tak, przecież to jego ojciec. Miło, że nie zapomina o rodzinie w blasku
chwały.
-Ja zaraz wrócę, ok.?
Tylko skoczę do łazienki. –rzekłam do przyjaciół.
-Wiedziałam, że mi
zwiejesz. –odrzekła przyjaciółka, lecz oboje pokiwali głową. Ruszyłam w
stronę drzwi na korytarz. Gdy już się na nim znalazłam usłyszałam głośny płacz.
W kącie było skulone malutkie dziecko, na moje oko nie więcej niż góra
trzyletnie. Rozejrzałam się wokół, aby sprawdzić, czy ktoś również to zauważył.
Nie umiałam patrzeć, gdy ktoś płacze. Podeszłam do niego, a raczej do niej,
gdyż to była dziewczynka i ostrożnie przykucnęłam.
-Dlaczego płaczesz,
skarbie? –podniosła na mnie zapłakane oczka. Pogłaskałam ją po główce.
-Zgubilam tatę i mamę.
–odparła. Tego się nie spodziewałam.
-Chodź, wezmę Cię na
ręce i razem ich poszukamy, zgoda? –powiedziałam jak najdelikatniej.
Dziewczynka leciutko skinęła główką. Wzięłam ją na ręce, tak jak jej
proponowałam.
-Powiesz mi jak masz
na imię? –zagadnęłam.
-Dominika. –odpowiedziała
swoim dziecinnym głosikiem.
-A na nazwisko? –chciałam
uzyskać jak najwięcej informacji, abym mogła jej pomóc.
-Ignacak. –a to
mnie zadziwiła. Doskonale wiem, kim jest jej tata. W zasadzie mam na sobie
koszulkę z jego nazwiskiem.
-Twój tata to Krzysio,
prawda? –dziewczynka kiwnęła potwierdzająco głową. –Wiem jak go znaleźć. Zaraz Cię do niego zaprowadzę. –ruszyłam w
drogę powrotną w kierunku hali. Musiałam przedrzeć się przez niemały tłum ludzi.
Po drodze spostrzegłam moich towarzyszy, którzy mieli pytający wyraz twarzy. Wypowiedziała
szeptem tylko słowo „później”, aby mogli je z odległości nas dzielącej
zrozumieć. Od razu spostrzegłam paru siatkarzy, którzy również się na mnie
patrzyli. I w tym Zbyszka. Nie zwracałam na nich uwagi, a tym bardziej na niego.
Szłam dalej, wiedząc, że powinnam go gdzieś tu znaleźć. Szepnęłam tylko do
Dominiki: -Zaraz będziesz już z tatusiem.
–i w tym właśnie momencie go spostrzegłam. Widziałam, że jest zdenerwowany,
obok niego zobaczyłam płaczącą kobietę. To pewnie była jego żona. Wyglądali
tak, jakby… no właśnie jakby właśnie zgubili dziecko. Szłam ku nim, lecz oni mnie
nie widzieli. Podeszłam do Ignaczaka i dotknęłam ręką jego ramienia.
-Przepraszam Pana, czy
to pańskie dziecko? –odwrócił się ku nam i od razu porwał Dominikę w swoje
objęcia. Żona widząc to podbiegła do rodziny i mocno ich uściskała. Ich radości
nie było granic. Nie chcąc przeszkadzać im w tym radowaniu się postanowiłam się
wycofać. Odwróciłam się i już miałam zamiar odejść, gdy ktoś złapał mnie za
rękę.
-Zamierza Pani tak po
prostu odejść? Chciałbym Pani podziękować. –moje oczy wyglądały pewnie jak
pięciozłotówki. Zwrócił się od mnie sam KRZYSZTOF IGNACZAK. Oddał swoją
córeczkę dla żony i ponownie wrócił do rozmowy ze mną. –Naprawdę Pani dziękuję. Razem z żoną odchodziliśmy od zmysłów, gdy
przerażona do mnie przyszła i powiedziała, że Dominika zniknęła.
-Nie ma sprawy. –uśmiechnęłam
się na te słowa. –Nie mogłam nie
zareagować widząc osamotnione, płaczące dziecko. Znalazłam ją na korytarzu,
zaraz przy wyjściu z sali. Powiedziała, że się zgubiła, a ja wypytałam ją o jakieś
informacje. Powiedziała, że jest Pana córką. Dzielna dziewczynka. –ponownie
się uśmiechnęłam opowiadając mu o całym zajściu.
-Mieliśmy z Iwoną
wielkie szczęście, że znalazła się taka osoba jak Pani i nam pomogła.
-Każdy by zrobił to na
moim miejscu. –odparłam zawstydzona. –Dobrze,
że jestem fanką siatkówki i rozpoznaję zawodników.
-Oho, widzę nawet, że
nawet i moją. -wskazał na moją koszulkę.
-Nie łatwo było kupić
tą z Pana nazwiskiem. –wyszczerzyłam się do Libero.
-Jaki pan?! –roześmiał
się mój obecny rozmówca. –Krzysiek jestem.
–wyciągnął ją w moim kierunku.
-Tak, wiem. –wystawiłam
język w jego kierunku i uścisnęłam jego rękę. –A ja jestem Ewa.
-Miło mi Cię poznać. W
ramach podziękowań chciałbym Cię zaprosić na kolację. To naprawdę dla mnie dużo
znaczy, że Pani… aa, sory… że Ty nie byłaś na to obojętna. –uśmiechnął się
do mnie reprezentant Polski.
-Oj nie. Nie przyjmę
zaproszenia. To zwykła, bezinteresowna pomoc. Nie potrzebuję wynagrodzenia. –odparłam
kiwając przecząco głową.
-Ale nawet nie ma
mowy. Nie przyjmuję odmowy. –zaparł się. –Zapraszam Cię do restauracji „Latisana”. Znajduje się ona na ulicy
Powstańców Śląskich. To co, jutro o godzinie 19:00? Tobie pasuje?
-Pasuje. –odparłam
uśmiechając się szczerze. –Dziękuję za
zaproszenie i do zobaczenia. –wyciągnęłam rękę w jego kierunku, aby się
pożegnać.
-Do jutra. –odparł
uśmiechnięty Krzysztof i odwzajemnił gest. Ruszyłam, aby odnaleźć przyjaciół.
Lecz ktoś dotknął mojego ramienia, odwróciłam się myśląc, że to może oni.
-Wspaniale się
zachowałaś. –a nie mógł być to nikt inny jak Zbyszek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz