poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział XI



-Cieszę się, że jednak miałaś ochotę się ze mną spotkać. – podszedł do mnie i pocałował moją dłoń. Nie powiem, zrobiło mi się ogromnie miło widząc, że rasa gentelmanów jeszcze nie wyginęła.
-Jak mogłabym komuś takiemu odmówić. – uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
-Mam tylko nadzieję, że nie będziesz obnosiła się do mnie jak do kogoś innego, odmiennego. To, że jestem siatkarzem to nie znaczy, że nie jestem normalnym człowiekiem. – posłał mi swój szeroki uśmiech.
-Ależ naturalnie. A przynajmniej postaram się. – puściłam mu oko.
-Wybacz za moje zachowanie… Proszę, to dla Ciebie. – obrócił się, wziął coś ze stołu i dał mi to, czym później okazała się fioletowa, pojedyncza róża.
-Dzi-dziękuję, jest naprawdę piękna… - nie mogłam ukryć wzruszenia. Niby zwykły przedmiot, a tak cieszy.
-Widzę, że trafiłem nawet pod kolor sukienki. – nie przestawał się uśmiechać mój towarzysz. –A więc, usiądźmy do stołu. – jak (po raz kolejny) na gentelmana przystało podszedł do mnie, odsunął mi krzesło, na które usiadłam. Zajął miejsce naprzeciw mnie. –Wiesz, chciałbym naprawdę podziękować Tobie za wczorajszy uczynek. Może Ty uważasz to za nic wielkiego, ale dla mnie i dla mojej żony zaginięcie Dominiki było czymś strasznym. Nawet nie wiesz, co miałem w planach, aby tylko ją odnaleźć. – nikle się do mnie uśmiechnął.
-Ja na Twoim miejscu pewnie robiłabym to samo. Przecież przez myśli przechodzą najczarniejsze wizje. Można nawet było pomyśleć, że to porwanie…
-Ja nie mam pojęcia, co bym wtedy ze sobą zrobił. Jeżeli byłoby trzeba zapłaciłbym każdą kwotę. To przecież moja mała córeczka… - widziałam jak zakręciła mu łza w oku. Położył dłoń na oczach starając się je zakryć i widziałam jak głęboko oddychał, aby się uspokoić. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić, co on przeżywał. Podniosłam swoją rękę i zacisnęłam ją na jego drugiej, wolnej, leżącej na stole. Delikatnie głaskałam ją kciukiem w geście pocieszenia.
-Ale przecież nic takiego się nie wydarzyło. Proszę, nie zadręczaj się tak… - patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem. Nie mogłam patrzeć jak ktoś cierpi. Spojrzał na mnie odkładając rękę na stół, lecz nie wyswobodził drugiej z mojego uścisku, a nawet mocniej moją ścisnął.
-Dziękuję. Dziękuję za wszystko. – posłał mi uśmiech pełen wdzięczności. Tą chwilę przerwał nam kelner podając nam menu. –A więc, na co masz ochotę? Masz duży wybór, gdyż dzisiaj to ja płacę. –widać było, że już się rozluźnił.
-No Ty chyba sobie żartujesz! Nie pozwolę za siebie płacić. To jest wbrew moim zasadom. –posłałam mu spojrzenie typu „i tak ze mną nie wygrasz”. W odpowiedzi uniósł jedną brew.
-Oo, a jakie to zasady? Jeśli można wiedzieć oczywiście.
-Ależ naturalnie. To żadna tajemnica. –uśmiechnęłam się do niego. –Nikt za mnie nie płaci - to raz. Po dwa – nie okazuję przy kimś słabości. Staram się na wszelkie sposoby przy nikim się nie rozpłakać. A po trzecie dobro innych jest ważniejsze niż moje własne. Nie dopuszczam do siebie nawet możliwości ich złamania.
-Ojej. Szczerze to nawet nie wiem, co powiedzieć. Zaskoczyłaś mnie. Zauważyłem już wtedy na meczu, że jesteś dobrym człowiekiem, ale dopiero teraz widzę, że nie jesteś człowiekiem, lecz aniołem. –roześmiałam się przez to, co usłyszałam.
-Bez przesady. Przez tyle lat, co żyję, już mogłam skonkretyzować ważne wartości w moim życiu, a te, które wymieniłam znajdują się na samym czele mojej listy. – wyszczerzyłam do niego zęby.
-Widzę, że mam do czynienia z człowiekiem stanowczym. – zaśmiał się Igła. –Ale to i dobrze, gdyż… -jego wypowiedź przerwał przychodząc (po raz kolejny!) kelner.
-Czy dokonali już państwo wyboru? – zapytał oficjalnym tonem.
-Emm… Właściwie to jeszcze nie. – przyznał szczerze mój towarzysz.
-A ja już tak. Poproszę pieczoną kaczkę nadziewaną warzywami. – posłałam uśmiech w kierunku kelnera.
-Szybka jesteś. – dodał ze zdziwieniem kolega. –W takim razie, aby nie przedłużać ja poproszę dziczyznę z truflami.
-A może zechcą państwo zakupić jakieś wino? – zapytał przyjmujący zamówienia.
-A z chęcią. Na jakie masz ochotę? – spojrzał na mnie wyczekując mojej odpowiedzi jak na kulturalnego człowieka przystało.
-Białe? – teraz to ja odbiłam piłeczkę.
-Niech będzie białe. Dziękujemy. –oddał menu i ponownie zwrócił się do mnie. –A tak a’propos, można wiedzieć ile masz lat?
-A nie nauczono Cię, że kobiety nie pyta się o wiek? – odpowiedziałam mu z rozbawieniem.
-Ale niektóre myśli w mojej głowie są zbyt nurtujące, aby je zignorować. – zaczął się ze mną droczyć.
-A na ile wyglądam? – nie zamierzałam kończyć gry. Zabawnie zmrużył oczy zastanawiając się.
-Dobra, będę zgadywać. 21? – spojrzał na mnie z miną Sherlocka Holmesa.
-Niezły jesteś. – pokręciłam z uznaniem głową.
-Ma się ten talent. – dumnie wypiął pierś i się do mnie wyszczerzył.
-Ty lepiej uważaj, bo jeszcze na siatkówkę Ci tego talentu zabraknie. – ze śmiechem wystawiłam język w jego kierunku.
-Siatkówka to moja myśl przewodnia. Więc spokojnie, na nią mój talent idzie pierwszorzędnie. – na chwilę się zamyślił jednocześnie marszcząc czoło. -Chociaż nie, jest ona na drugim miejscu. Na pierwszym jest rodzina. Dla niej mógłbym zrezygnować z siatkówki.  – gdy to usłyszałam mimowolnie się uśmiechnęłam. Podobał mi się jego system wartości. Dla niego nie liczy się jego własne spełnienie, lecz dobro bliskich.
-Wiesz, teraz żałuję, że jestem taka młoda. Żeby nie to, że masz już żonę i dzieci to chyba bym się w Tobie zakochała. – tym razem dodałam z powagą.
-To miłe co mówisz. A wiesz, jakbym był młodszy, i oczywiście nie miałbym rodziny, to na pewno zwróciłbym na Ciebie swoją uwagę. Widać, że i Ty… - no i znowu nam przerwano. Ten kelner nie ma za grosz wyczucia! Przyniósł nam nasze dania, a kobieta za nim, ubrana w taki sam strój jak on, przyniosła zamówione wcześniej przez nas białe wino i nalała nam je do lampek. Grzecznie podziękowaliśmy, a służba powróciła do swoich innych czynności.
-Ten kelner chyba nie da nam w spokoju porozmawiać. – zaczął się śmiać Igła z zaistniałej sytuacji, przez którą ja również parsknęłam śmiechem.
-Może lepiej już dzisiaj nic nie zamawiajmy, bo wtedy on już będzie mógł legalnie dosiąść się do naszego stolika i co raz nam przerywać. – zrobiłam lekkiego „face palma” myśląc o tamtym facecie.
-Skoro powiedziałaś, że DZISIAJ nic nie zamawiajmy, to masz zamiar się jeszcze kiedyś ze mną spotkać? – chytrze uśmiechnął się spoglądając na mnie znad lampki wina, które aktualnie popijał.
-Jeżeli znowu kiedyś zawitasz do Warszawy to z miłą chęcią. – odpowiedziałam na jego pytanie z zadziornym spojrzeniem, na co mój towarzysz lekko uniósł brew.
-No wiesz, zawsze jest możliwość spotkania się u mnie. Zapraszam do Rzeszowa. – odparł z uśmiechem.
-Oj, żebyś się nie zdziwił, że kiedyś skorzystam. – wyszczerzyłam się do niego.
-Zapraszam, zapraszam. A może po studiach byś się tam przeniosła?
-A skąd wiesz, że ja studiuję? – zapytałam wyraźnie zdziwiona jego dobrą intuicją.
-A co, mylę się?
-Nie, nie. Właśnie o to chodzi, że zgadłeś. – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Widać, że jesteś inteligentną dziewczyną, która chciałaby podnosić swoje wykształcenie. A więc?
-Wiesz, los płata nam różne figle. – machinalnie przypomniałam sobie wydarzenia sprzed dwóch lat, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas bólu, ale szybko odwróciłam głowę stronę okna, aby mój kompan tego nie zauważył. –Nie mam bladego pojęcia, co będę robić za tydzień, a co dopiero za rok.
-Coś mam jednak takie przeczucie, że jednak prędzej czy później zawitasz do Rzeszowa. – widać po jego twarzy, że intensywnie nad tym myśli.
-Kto to wie? – zaczęłam się głęboko zastanawiać nad tą propozycją.
-A co studiujesz? – zapytał zainteresowany.
-Ekonomię na SGH.
-No, no... Ambitnie. - pokręcił głową z uznaniem. –Czyli siedzi przede mną umysł ścisły. – przytaknęłam. -Ja tam z matmy nigdy dobry nie byłem. Dostawałem same jedynki. Ale pewnego razu postanowiłem nauczyć się przykładów na pamięć. Poszedłem wtedy do tablicy i ten jeden jedyny raz dostałem piątkę, a że na następną lekcję już się nie nauczyłam i znowu dostałem pałę to już inna sprawa. – wybuchłam śmiechem na całą restaurację. Aż ludzie z drugiego końca sali wyjrzeli zza swoich stolików z zaciekawionym spojrzeniem zobaczyć, co się stało. Ja szybko zakryłam sobie usta dłonią, aby choć trochę stłamsić ten hałas. Mój towarzysz nie był w lepszej sytuacji – szybko włożył sobie kawałek dziczyzny do ust, aby powstrzymać, aby choć przez moment udać powagę.
-Udajmy, że nic się nie stało. – tylko na chwilę spojrzeliśmy na siebie, od razu spowodowało to kolejne salwy śmiechu. Machając rękoma przez przypadek lekko stuknęłam moją lampkę to trunku, przy czym niebezpiecznie się zachwiała. W ostatniej chwili, ze strachem w oczach, złapałam ją. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na towarzysza, który mało co nie spadł z krzesła ze śmiechu. Pomyślałam sobie w duchu, czy to może już koniec atrakcji na dziś?
-Dobra. Muszę się uspokoić i wyciszyć. – przymknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i zrobiłam rękoma górną część pozycji lotosu. Następnie przetworzyłam jedno oka i spojrzałam na pana siedzącego naprzeciwko stolika. Widziałam w jego oczach płomyki radości, przez co mimowolnie na mojej twarzy pojawiał się również uśmiech. W swoich myślach cieszyłam się, że mogłam spowodować radość u osoby, którą w głębi serca darzyłam szacunkiem, a wręcz uwielbieniem. -Dlaczego Ty się ze mnie ciągle śmiejesz?! - zapytałam go z udawanym oburzeniem. – Ja tu staram się zachować ostatnie resztki mojego dobrego wizerunku, a ten cały czas ze mnie gnije, że tak powiem. – teatralnie pokręciłam głową.
-Jesteś niesamowita. – stwierdził z niedowierzaniem. -Jesteś chyba jedyną osobą, która w tak krótkim czasie potrafi poprawić mi humor i potem zapytać się, dlaczego się śmieję. – dodał z komizmem. Ja tylko wzruszyłam ramionami stale się uśmiechając. Sięgnęłam po swój widelec i zaczęłam kontynuować swój posiłek. W trakcie jedzenia, mimo że panowała pomiędzy nami chwilowa cisza, widziałam jak Krzysio mi się przypatruje. Chciałabym wiedzieć, o czym myśli moja osoba towarzysząca i już otwierałam usta, ale w tym właśnie momencie on wstał. Popatrzyłam się na niego trochę jak na wariata, ale w pozytywnym sensie znaczeniu tego słowa. Powoli zbliżał się do mnie, po czym przystając koło mnie wyciągnął w moją stronę swoją rękę i z jakże szarmanckim tonem zapytał się mnie: -Zatańczymy? – mnie aż wmurowało w te krzesło, na którym siedziałam. Nie widziałam samej siebie w tym momencie, ale mogłabym przysiąc, że miałam akurat otwartą buzię ze zdumienia. Igła widząc moją reakcję uniósł swoją lewą brew, sięgnął wystawioną ręką po moją dłoń, chwycił ją i lekko pociągnął mnie za sobą. Nie mając wyjścia wstałam i podążyłam za nim na parkiet. Gdy w końcu znaleźliśmy się w miejscu odpowiednim do tańczenia, on przyciągnął mnie do siebie, drugą wolną dłoń położył z tyłu na mojej talii i spojrzał na mnie. Ja tylko pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Jesteś wariat. Po prostu wariat. – stwierdziłam po tej całej akcji. Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki, która była spokojna i w sam raz odpowiadająca do tańca jak i rozmowy. Ale oboje chyba stwierdziliśmy, że słowa są nam tu zbędne i po prostu tańczyliśmy, co chwila spoglądając sobie w oczy.
-Wiesz, nie mogę Cię rozgryźć. – powiedział Igła w pewnym momencie. Widziałam jak na jego czole pojawia się jedna, pojedyncza zmarszczka, która tworzy się na twarzy, gdy człowiek nad czymś intensywnie myśli, ale nie może znaleźć wyjaśnienia.
-Ale jak to? W czym Ty chcesz mnie rozgryźć? – popatrzyłam na niego ze zdziwioną miną.
-Na pozór stwarzasz wizję osoby radosnej, wręcz można to określić, szczęśliwej. Ale to jest tylko maska. – czy po jednym takim spotkaniu, ten człowiek zdołał już mnie przewidzieć? –Maska, która szczelnie ukrywa to, co tak naprawdę jest u Ciebie w środku. Widzę po Twoich smutnych oczach, że jednak coś złego Cię w życiu spotkało. A ja chciałbym w jakiś sposób Ci pomóc, aby to stale zanikało i w pewnym momencie całkowicie znikło. Nie chcę tracić tej znajomości. Nie chcę tracić z Tobą kontaktu. Chcę Ci pomóc… - patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Ten człowiek pokazuje właśnie, że są na świcie ludzie, których obchodzi Twój los i postarają się za wszelką cenę Cię podeprzeć na duchu. Gdy to sobie w pełni uświadomiłam, zrobiło mi się trochę żal, że to już może się nie powtórzyć i mogę go już nigdy w takiej sytuacji nie spotkać. Spuściłam wzrok z jego twarzy, popatrzyłam się bok na okno i położyłam swoją głowę na jego ramię. Czułam jak swoją ręką obejmuje mnie i przytula, aby w ten sposób pokazać jak bardzo jest w tej chwili ze mną. Delikatnie przymknęłam oczy i po moim policzku spłynęła jedna, osamotniona łza...


***
Nareszcie dodałam nowy rozdział :) Męczyłam się z nim niemiłosiernie i wątpię czy nadałby się do kategorii "udanych". Dedykuję go pewnemu Anonimkowi z aska :D Potrzebna mi jest taka motywacja, bo inaczej wątpię, że stworzę ciąg dalszy historii. Ciągła nauka, kurs prawa jazdy i robota. Troszkę ciężko jak na 18-stolatkę, prawda?

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział X



Wczorajszego wieczora wygoniłam Michała ze swojego domu. Nie, nie dlatego, że byłam na niego zła. Po prostu nie chciałam, aby widział jak się rozklejam. Nie dopuszczam do siebie nawet myśli, aby ktokolwiek widział mnie płaczącą. „Nie okazuj słabości” to takie moje hasło przewodnie. W samotności to już co innego. Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi łzy same zaczęły napływać do moich oczu. Wiedziałam, że to będzie długi wieczór. Usiadłam na kanapie w salonie, szczelnie opatuliłam się kocem i zużyłam cztery paczki chusteczek higienicznych. Do tej pory nie mogłam dojść do siebie. Czasami tak bardzo brakuje mi bliskości jakiegoś innego człowieka, że gdy ktokolwiek mi ją okaże czuję się jeszcze bardziej samotna. Po wypłakaniu swojego postanowiłam wziąć się w końcu w garść i poszłam pod prysznic. Zimny strumień opłukiwał moje zmęczone ciało. Dawał tyle ukojenia. Przebrałam się w piżamę i ułożyłam się do łóżka. Sen mnie szybko zmógł po tylu wypłakanych łzach.

Kolejnego dnia z rana nie miałam siły na bieganie. Pospiesznie zrobiłam sobie małe śniadanie i poszłam do pracy. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, więc skierowałam się prosto do swojego gabinetu po drodze wchodząc do mojej przełożonej, aby dostać wskazówki na dziś. Dała mi dwa wielkie segregatory. Boże, dlaczego?! Nie miałam nawet siły się spierać o to, że dla zwykłej stażystki to zbyt wiele. Chciałam skończyć to jak najwcześniej, gdyż zostałam przez moją mini szefową pożegnana słowami „będziesz mogła dzisiaj wyjść z pracy o tej, o której to ukończysz”. Zabrzmiało to jak w stylu „jeśli dzisiaj tego nie skończysz to przesiedzisz na dupie całą noc, a może nawet i dzień jutrzejszy bez chociażby odrobiny snu”. Chciałam jej pokazać, że ze mną takie numery jej nie przejdą. Postaram się to zrobić jak najszybciej, by mieć jeszcze czas skoczyć do galerii i kupić sobie coś ładnego na wieczór. W końcu spotkanie z samym Igłą to nie byle co.
No i mi się udało. Zamiast wyjść o 16 to wyszłam o wpół do drugiej. Nie zajeżdżając do domu ruszyłam na podbój sklepów. W pierwszych pięciu sklepach nic, lecz w szóstym totalne cudo. Nie byłam raczej osobą, która gustuje w wyzywających i jaskrawych kreacjach. Moja była fioletowa z rękawem ¾, przed kolano. Niby zwykła i prosta, a moim zdaniem była uszyta jak dla mnie. Po zakupach postanowiłam zjeść coś na mieście, by nie gotować samej w domu. W drodze powrotnej dostałam sms-a od Agnieszki, abym do niej wpadła, jak będę miała chwilę. Odpisałam jej, że zaraz będę. Jak postanowiłam tak też zrobiłam. Zaparkowałam samochód pod jej blokiem i zadzwoniłam domofonem, aby mi otworzyła. –Właź, będę w łazience. – nawet się nie zapytała czy to na pewno ja, a ja sama nawet nie zdążyłam otworzyć buzi, gdy odłożyła słuchawkę. Ach, cała ona… Weszłam na jej klatkę schodową i na jej piętro. Wyszukałam u siebie w torebce pęk moich kluczy, przy których znajdował się również ten do jej mieszkania. Dała mi go, jak sama twierdzi, tak na wszelki wypadek. Otworzyłam do niej drzwi i usłyszałam płynącą wodę u niej w łazience. Rozgościłam się w jej mieszkaniu, zdjęłam buty i poszłam poszukać czy nie ma czegoś do picia. Znajdując Tymbarka w lodowce wzięłam szklankę i zaczęłam nalewać do niej soku. W trakcie tej czynności Aga weszła do kuchni.
-Houston, we have a problem. Opowiadał Ci o tym Marcinie, którego poznałam na uczelni, nie? A więc dzisiaj mam z nim randkę i nie mam, w co się ubrać. – pokręciłam głową z niedowierzaniem. Przecież ma więcej ciuchów niż normalnie 10 dziewczyn razem.
-A no widzisz, bym Tobie pożyczyła sukienkę, którą właśnie kupiłam, lecz niestety sama dzisiaj muszę w coś się ubrać.
-Masz ją przy sobie? Pokazuj. – zarządziła przyjaciółka. Ruszyła do komody stojącej w korytarzu, gdzie zostawiłam mój nowy zakup. Wyjęłam ją z torebki i przyłożyłam do siebie. Wchodząc do kuchni Aga miała mniej więcej taką minę - *O*.
-Wow. Gdzie Ty ją kupiłaś?! Dlaczego ja nigdy takich ubrań nie znajduję? Ja też chcę taką. – wypięła swoją dolną wargę jak mała dziewczynka.
-Sama musiałam się nieźle naszukać. O, przypomniało mi się, że Michał mówił coś o naszej zlepce filmików z liceum. Masz je jeszcze?
-Jasne. A właśnie, o czym wczoraj rozmawialiście? – spytała zaciekawiona jednocześnie szukając naszego filmu gdzieś na półkach.
-O takich tam różnych rzeczach. Nieważne. – odpowiedziałam wymijająco, lecz wiedziałam, że kiedyś do tego wróci i mi nie da spokoju.
-Nie chcesz mówić to nie, ale przede mną nie ma się tajemnic. – zrobiła minę diabełka, na co parsknęłam śmiechem.
-Tak, tak. Dobrze o tym wiem. – puściłam do niej oczko, a ta ponownie zagłębiła się w poszukiwaniach.
-O, znalazłam. Oddasz mi kiedyś tam. Na razie niech leży u Ciebie. – wzięłam płytkę, pożegnałam się i ruszyłam do domu. Gdy już w nim byłam postanowiłam nie tracić czasu i zacząć się przygotowywać. Wzięłam długą, gorącą kąpiel, podsuszyłam włosy, zrobiłam naturalny make up. Gdy się obejrzałam była już 18, więc musiałam się pośpieszyć. Bezzwłocznie się ubrałam i zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała po 15 minutach. Znalazłam się na miejscu za 5 dziewiętnasta, więc zdążyłam. Poszłam do recepcji i zapytałam czy pan o nazwisku Ignaczak już przyszedł. Dostałam pozytywną odpowiedź i zostałam zaprowadzona na miejsce. Igła, gdy zauważył, że się zbliżam wstał i poczekał, aż do niego dołączę.

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział IX



Gdy wsiadłam do samochodu, wiedziałam, że zaraz moi przyjaciele osypią mnie pytaniami. Nie myliłam się. I nie musiałam długo czekać.
-To była Dominika, prawda? Córka Ignaczaka? – pierwsze pytanie padło z ust Agi.
-Tak. –to dopiero się zaczęło, a już miałam dosyć.
-Ale jak…? Jakim cudem…? Co się stało?
-Mała się zgubiła, a ja ją zaprowadziłam do rodziców. I tyle. –oparłam się wygodnie na przednim siedzeniu pasażera.
-Wiesz co, to już trzeci siatkarz poznany przez Ciebie. Wiesz jak Ci zazdroszczę? –usta mojej przyjaciółki wygięły się w podkówkę. Michał jak na razie się nie odzywał, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
-To nie moja wina. Samo tak jakoś się dzieje. Ty za to masz Piotrka za kuzyna, co chciałaby chyba każda dziewczyna.
-Ale Ty też go znasz. W dodatku dzisiaj poznałaś Igłę, no a wcześniej Zbyszka. –gdy to powiedziała szybko spiorunowałam ją wzrokiem, aby w końcu skończyła jego temat. Przecież wykłócałam się o to z Michałem. Zauważyłam, że posłał w moją stronę pytające spojrzenie.
-Czyli jednak. Od dawna? – zaczął mnie się wypytywać.
-Nieoficjalnie od soboty, oficjalnie od dzisiaj.
-Czy to oznacza, że dzisiaj pomiędzy wami też coś było? – widziałam u niej minę typu „a nie mówiłam?”.
-Pogadaliśmy chwilę po tym, jak zaniosłam Dominikę i wtedy mi się przedstawił. Dziwne, że w ogóle mnie pamiętał… - nad tym troszkę się zastanowiłam, bo to było dziwne. Tyle tysięcy ludzi do niego podchodzi, a on zapamiętał akurat mnie. A może wszystkich pamięta? A z resztą…
-Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Ale nie, bo przecież można biednego Michała okłamać. –powiedział z irytacją. Odwróciłam się do niego i posłałam mu tylko przepraszające spojrzenie. Chciałam zmienić troszkę temat, więc wróciłam do Krzysia.
-Igła zaprosił mnie jutro na kolację w ramach podziękowań. – myślałam, że Adze wyjdą oczy z oczodołów. Cicho się zaśmiałam. Spostrzegłam, że Michał mi się przygląda, lecz nie mogłam odgadnąć co mu chodzi po głowie. –Michaś, będziemy musieli porozmawiać. – rzekłam stanowczo.
-Ale o czym? – udał zdezorientowanie. Aga patrzyła się co raz albo na mnie, albo na naszego towarzysza.
-Ty już dobrze wiesz o czym. – lekko zmrużyłam oczy, aby zrozumiał dosadność moich słów. Widziałam, że zaczął uciekać przede mną wzrokiem.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Aga wysadziła nas na wspólnym osiedlu a sama odjechała. Rzuciliśmy jej tylko „do zobaczenia” i wysiedliśmy. Widziałam, że Michał ma zamiar już się ze mną pożegnać, lecz nie mogłam mu na to pozwolić.
-O nie, nie, mój drogi. Nie zapomniałeś o czymś? Masz tylko wybór miejsca, albo będziemy tutaj tak stać jak jacyś debile, albo po prostu pójdziemy do mnie. A więc jak? –świdrowałam go wzrokiem, aby tylko nie uciekł.
-No już dobrze. Chodźmy do Ciebie. – odparł zrezygnowany. Z triumfem ruszyłam w kierunku mojego domu. Gdy już się w nim znaleźliśmy, udaliśmy się do kuchni. –Chcesz może kawy, herbaty a może soku?
-Sok będzie w porządku.
-A więc, odpowiedz mi szczerze. Jesteś zły na mnie, że okłamałam Cię w sprawie Bartmana? – zapytałam nalewając mu sok do szklanki, po czym stawiając go przed nim. Ten wziął szybko łyka i najwidoczniej stwierdził, że szklanka jest tak interesującym przedmiotem, że nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Lecz widać było, że jest spięty.
-Nie, nie jestem zły. – w końcu na mnie spojrzał. Ach, co za zaszczyt…
-A więc, o co chodzi? – byłam trochę zdezorientowana.
-Po prostu nie sądzę, aby siatkarz był dla Ciebie odpowiednim partnerem. – no ja go chyba strzelę.
-Że co proszę?! – zdecydowanie podniosłam głos.
-To co słyszałaś.
-Nosz kurcze blade. Ty będziesz mi wybierał z kim mogę się spotykać?! – tym razem był to już mocny krzyk. Widząc jak spuszcza głowę z poczucia winy coś we mnie pękło. Nie mogłam się na niego gniewać. –Michaś… - tym razem już delikatnie zwróciłam się do niego. Usiadłam na jego kolana i go przytuliłam. Ten wyraźnie był zaskoczony. Kontynuowałam, lecz o wiele, wiele spokojniej. –Nie chcę, abyś ingerował w to, czy z kimś będę, czy nie. Jak się już zakocham to nic tego nie zmieni, a nie chcę potem niepotrzebnych kłótni, więc to wszystko mówię teraz. A co do tych siatkarzy to przecież też ludzie. I oni mają prawo do miłości, tak samo jak inni mają do nich. Ale ja się przecież z żadnym z nich nie spotykam. Spokojnie. To, że dziwnym trafem zapoznam się z którymś z nich to raczej nie jest z mojej inicjatywy. Przecież wiesz, że nie jestem hotką… - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i lekko szturchnęłam go w ramię. – A więc… wszystko jasne?
-Tak, rozumiem. Przepraszam, ale koniecznie chciałaś wiedzieć, więc Ci powiedziałem co myślę.
-No ok. Nie gniewam się. A skoro już rozmawiam o Twoich myślach… - zachichotałam pod nosem - …to powiesz mi, o czym pomyślałeś w samochodzie, gdy mi się tak przypatrywałeś? Widziałam, że o czymś myślisz, ale nie mogłam rozgryźć o czym.
-Aga pokazała mi Wasz film nakręcony jeszcze w liceum. – kompletnie o nim zapomniałam. Musi mi go kiedyś koniecznie pokazać.
-Tą zlepkę, tak?
-Tak. Wtedy byłaś zupełnie inną dziewczyną. Teraz tylko pomrukujesz coś pod nosem, co w Twoim wykonaniu oznacza chyba śmiech lub chociażby uśmiech. Na tym filmie śmiałaś się z każdej durnoty w niebogłosy. Byłaś wiecznie uśmiechnięta, otwarta i niezwykle życzliwa. Teraz jesteś strasznie zamknięta w sobie. Teraz za każdym razem wyobrażam sobie co byś zrobiła, jakbyś była jeszcze tamtą dziewczyną. Taka oto moja opinia. – wiem, że ma rację. Tą cholerną rację…
-Przecież wiesz co się stało. – spojrzałam na niego z bólem w oczach. –Czasu nie cofniesz, a ja nie wrócę. Już nigdy… - on ot tak po prostu mnie mocno przytulił, ale tak, jakby chciał swoimi ramionami ochronić mnie przed całym światem, przed wszystkimi okrucieństwami i przed przeszłością. Byłam mu ogromnie wdzięczna.