-Cieszę się, że jednak
miałaś ochotę się ze mną spotkać. – podszedł do mnie i pocałował moją dłoń.
Nie powiem, zrobiło mi się ogromnie miło widząc, że rasa gentelmanów jeszcze
nie wyginęła.
-Jak mogłabym komuś
takiemu odmówić. – uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
-Mam tylko nadzieję,
że nie będziesz obnosiła się do mnie jak do kogoś innego, odmiennego. To, że
jestem siatkarzem to nie znaczy, że nie jestem normalnym człowiekiem. –
posłał mi swój szeroki uśmiech.
-Ależ naturalnie. A
przynajmniej postaram się. – puściłam mu oko.
-Wybacz za moje
zachowanie… Proszę, to dla Ciebie. – obrócił się, wziął coś ze stołu i dał
mi to, czym później okazała się fioletowa, pojedyncza róża.
-Dzi-dziękuję, jest
naprawdę piękna… - nie mogłam ukryć wzruszenia. Niby zwykły przedmiot, a
tak cieszy.
-Widzę, że trafiłem
nawet pod kolor sukienki. – nie przestawał się uśmiechać mój towarzysz. –A więc, usiądźmy do stołu. – jak (po
raz kolejny) na gentelmana przystało podszedł do mnie, odsunął mi krzesło, na
które usiadłam. Zajął miejsce naprzeciw mnie. –Wiesz, chciałbym naprawdę podziękować Tobie za wczorajszy uczynek.
Może Ty uważasz to za nic wielkiego, ale dla mnie i dla mojej żony zaginięcie
Dominiki było czymś strasznym. Nawet nie wiesz, co miałem w planach, aby tylko
ją odnaleźć. – nikle się do mnie uśmiechnął.
-Ja na Twoim miejscu
pewnie robiłabym to samo. Przecież przez myśli przechodzą najczarniejsze wizje.
Można nawet było pomyśleć, że to porwanie…
-Ja nie mam pojęcia,
co bym wtedy ze sobą zrobił. Jeżeli byłoby trzeba zapłaciłbym każdą kwotę. To
przecież moja mała córeczka… - widziałam jak zakręciła mu łza w oku.
Położył dłoń na oczach starając się je zakryć i widziałam jak głęboko oddychał,
aby się uspokoić. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić, co on przeżywał. Podniosłam
swoją rękę i zacisnęłam ją na jego drugiej, wolnej, leżącej na stole.
Delikatnie głaskałam ją kciukiem w geście pocieszenia.
-Ale przecież nic
takiego się nie wydarzyło. Proszę, nie zadręczaj się tak… - patrzyłam na
niego błagalnym wzrokiem. Nie mogłam patrzeć jak ktoś cierpi. Spojrzał na mnie
odkładając rękę na stół, lecz nie wyswobodził drugiej z mojego uścisku, a nawet
mocniej moją ścisnął.
-Dziękuję. Dziękuję za
wszystko. – posłał mi uśmiech pełen wdzięczności. Tą chwilę przerwał nam kelner
podając nam menu. –A więc, na co masz ochotę? Masz duży wybór, gdyż dzisiaj to
ja płacę. –widać było, że już się rozluźnił.
-No Ty chyba sobie
żartujesz! Nie pozwolę za siebie płacić. To jest wbrew moim zasadom.
–posłałam mu spojrzenie typu „i tak ze mną nie wygrasz”. W odpowiedzi uniósł
jedną brew.
-Oo, a jakie to zasady? Jeśli można wiedzieć oczywiście.
-Ależ naturalnie. To
żadna tajemnica. –uśmiechnęłam się do niego. –Nikt za mnie nie płaci - to raz. Po dwa – nie okazuję przy kimś
słabości. Staram się na wszelkie sposoby przy nikim się nie rozpłakać. A po
trzecie dobro innych jest ważniejsze niż moje własne. Nie dopuszczam do siebie
nawet możliwości ich złamania.
-Ojej. Szczerze to
nawet nie wiem, co powiedzieć. Zaskoczyłaś mnie. Zauważyłem już wtedy na meczu,
że jesteś dobrym człowiekiem, ale dopiero teraz widzę, że nie jesteś
człowiekiem, lecz aniołem. –roześmiałam się przez to, co usłyszałam.
-Bez przesady. Przez
tyle lat, co żyję, już mogłam skonkretyzować ważne wartości w moim życiu, a te,
które wymieniłam znajdują się na samym czele mojej listy. – wyszczerzyłam do
niego zęby.
-Widzę, że mam do
czynienia z człowiekiem stanowczym. – zaśmiał się Igła. –Ale to i dobrze, gdyż… -jego wypowiedź
przerwał przychodząc (po raz kolejny!) kelner.
-Czy dokonali już
państwo wyboru? – zapytał oficjalnym tonem.
-Emm… Właściwie to
jeszcze nie. – przyznał szczerze mój towarzysz.
-A ja już tak.
Poproszę pieczoną kaczkę nadziewaną warzywami. – posłałam uśmiech w
kierunku kelnera.
-Szybka jesteś. – dodał
ze zdziwieniem kolega. –W takim razie,
aby nie przedłużać ja poproszę dziczyznę z truflami.
-A może zechcą państwo
zakupić jakieś wino? – zapytał przyjmujący zamówienia.
-A z chęcią. Na jakie
masz ochotę? – spojrzał na mnie wyczekując mojej odpowiedzi jak na kulturalnego człowieka przystało.
-Białe? – teraz to
ja odbiłam piłeczkę.
-Niech będzie białe.
Dziękujemy. –oddał menu i ponownie zwrócił się do mnie. –A tak a’propos, można wiedzieć ile masz
lat?
-A nie nauczono Cię,
że kobiety nie pyta się o wiek? – odpowiedziałam mu z rozbawieniem.
-Ale niektóre myśli w
mojej głowie są zbyt nurtujące, aby je zignorować. – zaczął się ze mną
droczyć.
-A na ile wyglądam?
– nie zamierzałam kończyć gry. Zabawnie zmrużył oczy zastanawiając się.
-Dobra, będę zgadywać.
21? – spojrzał na mnie z miną Sherlocka Holmesa.
-Niezły jesteś. – pokręciłam
z uznaniem głową.
-Ma się ten talent.
– dumnie wypiął pierś i się do mnie wyszczerzył.
-Ty lepiej uważaj, bo
jeszcze na siatkówkę Ci tego talentu zabraknie. – ze śmiechem wystawiłam
język w jego kierunku.
-Siatkówka to moja
myśl przewodnia. Więc spokojnie, na nią mój talent idzie pierwszorzędnie. –
na chwilę się zamyślił jednocześnie marszcząc czoło. -Chociaż nie, jest ona na drugim miejscu. Na pierwszym jest rodzina.
Dla niej mógłbym zrezygnować z siatkówki.
– gdy to usłyszałam mimowolnie się uśmiechnęłam. Podobał mi się jego
system wartości. Dla niego nie liczy się jego własne spełnienie, lecz dobro
bliskich.
-Wiesz, teraz żałuję,
że jestem taka młoda. Żeby nie to, że masz już żonę i dzieci to chyba bym się w
Tobie zakochała. – tym razem dodałam z powagą.
-To miłe co mówisz. A
wiesz, jakbym był młodszy, i oczywiście nie miałbym rodziny, to na pewno
zwróciłbym na Ciebie swoją uwagę. Widać, że i Ty… - no i znowu nam
przerwano. Ten kelner nie ma za grosz wyczucia! Przyniósł nam nasze dania, a
kobieta za nim, ubrana w taki sam strój jak on, przyniosła zamówione wcześniej
przez nas białe wino i nalała nam je do lampek. Grzecznie podziękowaliśmy, a
służba powróciła do swoich innych czynności.
-Ten kelner chyba nie
da nam w spokoju porozmawiać. – zaczął się śmiać Igła z zaistniałej
sytuacji, przez którą ja również parsknęłam śmiechem.
-Może lepiej już
dzisiaj nic nie zamawiajmy, bo wtedy on już będzie mógł legalnie dosiąść się do
naszego stolika i co raz nam przerywać. – zrobiłam lekkiego „face palma”
myśląc o tamtym facecie.
-Skoro powiedziałaś,
że DZISIAJ nic nie zamawiajmy, to masz zamiar się jeszcze kiedyś ze mną
spotkać? – chytrze uśmiechnął się spoglądając na mnie znad lampki wina,
które aktualnie popijał.
-Jeżeli znowu kiedyś
zawitasz do Warszawy to z miłą chęcią. – odpowiedziałam na jego pytanie z
zadziornym spojrzeniem, na co mój towarzysz lekko uniósł brew.
-No wiesz, zawsze jest
możliwość spotkania się u mnie. Zapraszam do Rzeszowa. – odparł z
uśmiechem.
-Oj, żebyś się nie
zdziwił, że kiedyś skorzystam. – wyszczerzyłam się do niego.
-Zapraszam, zapraszam.
A może po studiach byś się tam przeniosła?
-A skąd wiesz, że ja
studiuję? – zapytałam wyraźnie zdziwiona jego dobrą intuicją.
-A co, mylę się?
-Nie, nie. Właśnie o
to chodzi, że zgadłeś. – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Widać, że jesteś
inteligentną dziewczyną, która chciałaby podnosić swoje wykształcenie. A więc?
-Wiesz, los płata nam
różne figle. – machinalnie przypomniałam sobie wydarzenia sprzed dwóch lat,
przez co na mojej twarzy pojawił się grymas bólu, ale szybko odwróciłam głowę
stronę okna, aby mój kompan tego nie zauważył. –Nie mam bladego pojęcia, co będę robić za tydzień, a co dopiero za
rok.
-Coś mam jednak takie
przeczucie, że jednak prędzej czy później zawitasz do Rzeszowa. – widać po
jego twarzy, że intensywnie nad tym myśli.
-Kto to wie? –
zaczęłam się głęboko zastanawiać nad tą propozycją.
-A co studiujesz?
– zapytał zainteresowany.
-Ekonomię na SGH.
-No, no... Ambitnie. - pokręcił głową z uznaniem. –Czyli siedzi przede mną umysł ścisły. –
przytaknęłam. -Ja tam z matmy nigdy dobry
nie byłem. Dostawałem same jedynki. Ale pewnego razu postanowiłem nauczyć się
przykładów na pamięć. Poszedłem wtedy do tablicy i ten jeden jedyny raz
dostałem piątkę, a że na następną lekcję już się nie nauczyłam i znowu dostałem
pałę to już inna sprawa. – wybuchłam śmiechem na całą restaurację. Aż
ludzie z drugiego końca sali wyjrzeli zza swoich stolików z zaciekawionym
spojrzeniem zobaczyć, co się stało. Ja szybko zakryłam sobie usta dłonią, aby
choć trochę stłamsić ten hałas. Mój towarzysz nie był w lepszej sytuacji –
szybko włożył sobie kawałek dziczyzny do ust, aby powstrzymać, aby choć przez
moment udać powagę.
-Udajmy, że nic się
nie stało. – tylko na chwilę spojrzeliśmy na siebie, od razu spowodowało to
kolejne salwy śmiechu. Machając rękoma przez przypadek lekko stuknęłam moją
lampkę to trunku, przy czym niebezpiecznie się zachwiała. W ostatniej chwili,
ze strachem w oczach, złapałam ją. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na
towarzysza, który mało co nie spadł z krzesła ze śmiechu. Pomyślałam sobie w
duchu, czy to może już koniec atrakcji na dziś?
-Dobra. Muszę się
uspokoić i wyciszyć. – przymknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i zrobiłam rękoma
górną część pozycji lotosu. Następnie przetworzyłam jedno oka i spojrzałam na
pana siedzącego naprzeciwko stolika. Widziałam w jego oczach płomyki radości,
przez co mimowolnie na mojej twarzy pojawiał się również uśmiech. W swoich
myślach cieszyłam się, że mogłam spowodować radość u osoby, którą w głębi serca
darzyłam szacunkiem, a wręcz uwielbieniem. -Dlaczego
Ty się ze mnie ciągle śmiejesz?! - zapytałam go z udawanym oburzeniem. – Ja tu staram się zachować ostatnie resztki
mojego dobrego wizerunku, a ten cały czas ze mnie gnije, że tak powiem. –
teatralnie pokręciłam głową.
-Jesteś niesamowita. –
stwierdził z niedowierzaniem. -Jesteś
chyba jedyną osobą, która w tak krótkim czasie potrafi poprawić mi humor i
potem zapytać się, dlaczego się śmieję. – dodał z komizmem. Ja tylko
wzruszyłam ramionami stale się uśmiechając. Sięgnęłam po swój widelec i
zaczęłam kontynuować swój posiłek. W trakcie jedzenia, mimo że panowała
pomiędzy nami chwilowa cisza, widziałam jak Krzysio mi się przypatruje.
Chciałabym wiedzieć, o czym myśli moja osoba towarzysząca i już otwierałam
usta, ale w tym właśnie momencie on wstał. Popatrzyłam się na niego trochę jak
na wariata, ale w pozytywnym sensie znaczeniu tego słowa. Powoli zbliżał się do
mnie, po czym przystając koło mnie wyciągnął w moją stronę swoją rękę i z jakże
szarmanckim tonem zapytał się mnie: -Zatańczymy?
– mnie aż wmurowało w te krzesło, na którym siedziałam. Nie widziałam samej
siebie w tym momencie, ale mogłabym przysiąc, że miałam akurat otwartą buzię ze
zdumienia. Igła widząc moją reakcję uniósł swoją lewą brew, sięgnął wystawioną
ręką po moją dłoń, chwycił ją i lekko pociągnął mnie za sobą. Nie mając wyjścia
wstałam i podążyłam za nim na parkiet. Gdy w końcu znaleźliśmy się w miejscu
odpowiednim do tańczenia, on przyciągnął mnie do siebie, drugą wolną dłoń
położył z tyłu na mojej talii i spojrzał na mnie. Ja tylko pokręciłam głową z
niedowierzaniem.
-Jesteś wariat. Po
prostu wariat. – stwierdziłam po tej całej akcji. Zaczęliśmy się poruszać w
rytm muzyki, która była spokojna i w sam raz odpowiadająca do tańca jak i
rozmowy. Ale oboje chyba stwierdziliśmy, że słowa są nam tu zbędne i po prostu
tańczyliśmy, co chwila spoglądając sobie w oczy.
-Wiesz, nie mogę Cię
rozgryźć. – powiedział Igła w pewnym momencie. Widziałam jak na jego czole
pojawia się jedna, pojedyncza zmarszczka, która tworzy się na twarzy, gdy
człowiek nad czymś intensywnie myśli, ale nie może znaleźć wyjaśnienia.
-Ale jak to? W czym Ty
chcesz mnie rozgryźć? – popatrzyłam na niego ze zdziwioną miną.
-Na pozór stwarzasz
wizję osoby radosnej, wręcz można to określić, szczęśliwej. Ale to jest tylko
maska. – czy po jednym takim spotkaniu, ten człowiek zdołał już mnie przewidzieć?
–Maska, która szczelnie ukrywa to, co tak
naprawdę jest u Ciebie w środku. Widzę po Twoich smutnych oczach, że jednak coś
złego Cię w życiu spotkało. A ja chciałbym w jakiś sposób Ci pomóc, aby to
stale zanikało i w pewnym momencie całkowicie znikło. Nie chcę tracić tej
znajomości. Nie chcę tracić z Tobą kontaktu. Chcę Ci pomóc… - patrzyłam na
niego jak zahipnotyzowana. Ten człowiek pokazuje właśnie, że są na świcie
ludzie, których obchodzi Twój los i postarają się za wszelką cenę Cię podeprzeć
na duchu. Gdy to sobie w pełni uświadomiłam, zrobiło mi się trochę żal, że to
już może się nie powtórzyć i mogę go już nigdy w takiej sytuacji nie spotkać.
Spuściłam wzrok z jego twarzy, popatrzyłam się bok na okno i położyłam swoją
głowę na jego ramię. Czułam jak swoją ręką obejmuje mnie i przytula, aby w ten
sposób pokazać jak bardzo jest w tej chwili ze mną. Delikatnie przymknęłam oczy
i po moim policzku spłynęła jedna, osamotniona łza...
***
Nareszcie dodałam nowy rozdział :) Męczyłam się z nim niemiłosiernie i wątpię czy nadałby się do kategorii "udanych". Dedykuję go pewnemu Anonimkowi z aska :D Potrzebna mi jest taka motywacja, bo inaczej wątpię, że stworzę ciąg dalszy historii. Ciągła nauka, kurs prawa jazdy i robota. Troszkę ciężko jak na 18-stolatkę, prawda?